niedziela, 18 listopada 2012

Rozdział 15 – „W moim życiu będziemy zawsze trwać…*”


20 maja 2011 r.
            Dzień piętnasty maja dwa tysiące jedenastego roku siatkarski świat będzie pamiętał zawsze. Cała sportowa Polska przykryła się żałobnym całunem, żeby uczcić pamięć jedne z najlepszych zawodniczek, która reprezentowała barwy narodowe. Tego dnia w tragicznym wypadku samochodowym zginęła najlepsza zawodniczka Ligi Mistrzyń. Anastazja Zuzanna Mazur jechała taksówką do koleżanki z liceum. Kierowca jechał z niedozwoloną prędkością i na dość ostrym zakręcie wypadł z drogi i uderzył w drzewo. Siatkarka zmarła na miejscu, a kierowca był lekko poobijany i miał złamaną nogę. Rodzina Mazurów nie wierzyła w to, co się stało. Była załamana. Śmierć zabrała kogoś, kto najbardziej zasługiwał nażycie. Pięć dni później po śmiertelnym wypadku w warszawskiej kaplicy odbył się pogrzeb siatkarki.
Blisko, daleko, gdziekolwiek jesteś,
Wierzę w to, że serce trwa.
Jeszcze raz otwierasz drzwi
I jesteś tu, w moim sercu*
            Z wyjątkiem rodziny w ostatniej drodze Anastazji Mazur towarzyszyli jej przyjaciele ze szkół, koleżanki i koledzy z tureckich klubów. W tłumie dało się dostrzec zawodników stołecznego klubu. Przybyły również reprezentacje Polski oraz kilku zawodników i kilka zawodniczek, którzy osobiście znali Nastię. Matka dziewczyny nie odrywała chusteczki od oczu. Podtrzymywał ją Michał Winiarski, który stracił siostrę, a miał ją bardzo krótko. Obok Ireneusza Mazura i jego żony stała Julia. Dziewczyna, która dwa miesiące temu przeszła udanie przeszczep. Znalazł się dawca, który dał jej drugie życie. Ocierała słone łzy z policzków. Ona straciła najlepszą przyjaciółkę. Osobę, która była jej bardzo bliska. Kogoś, kto znał jej wszystkie sekrety. Zginęła przez ludzką głupotę, przez człowieka, który myślał, że wszystko może. Przeklinała w myślach kierowcę, który nie jechał zgodnie z przepisami. Zastanawiała się czy mniej by to wszystko bolało gdyby Nastia odeszła z tego świata po długiej walce z chorobą. Po chwili doszła do wniosku, że niezależnie, z jakiego powodu umarłaby jej kuzynka to bolałoby tak samo. Michał Winiarski patrzył tępo w ciemno brązową trumnę. Zastanawiał się, jaki wpływ na jego dalsze życie będzie miał fakt, że przez kilka miesięcy miał siostrę. Już wtedy miał świadomość, że będzie mu jej niezmiernie brakowało. Będzie tęsknił za rozmowami telefonicznymi i złośliwymi dialogami.
            Obok najbliższej rodziny stał wysoki brunet o zielonych oczach. Zbigniew Bartman. Siatkarz, którego życie dość szybko doświadczyło. Mimo udanej kariery sportowej w sferze prywatnej kompletnie mu nie szło. Był w trakcie rozwodu z Izą, która postanowiła go zniszczyć. Sama wystąpiła o zaprzeczenie ojcostwa. Brunet kompletnie nie miał kontaktów dzieckiem. Cała ta sprawa ciągnęła się cztery, długie miesiące, podczas których Zbyszek starał się odnaleźć ponownie sens życia. Poświęcał się pracy w klubie. Cały czas myślał o Anastazji. Przez każdą chwilę była obecna w jego życiu.
Ta śmierć, przy­jacielu, dotknęła mnie bardziej, niż wszystkie, które przeżyłem dotąd. Ta śmierć dotyczyła mnie bardziej. To ciało, tak mi znajome, że nieledwie zdawało się być kawałkiem mojego ciała, ma przysypać teraz ziemia. Jej głęboko osadzone oczy, jej wiarę w życie, jej miłość.**
            Nie zadzwonił do nie, kiedy wszystko wyszło na jaw. Chciał najpierw ułożyć swoje życie. Chciał żeby mógł się z nią spotkać, jako wolny Zbigniew Bartman, który nie ma żadnych obowiązków. Zabrakło mu kilku dni. Kilku krótkich dni żeby móc jej oznajmić, że mogą być ze sobą bez żadnych przeszkód. Chciał żeby wszystko było tak jak powinno, żeby zaczęli tak jak powinni. Przeszłość miała odejść w niepamięć, ale coś nie wyszło. Ktoś na górze miał inny plan.
Była ucieleśnieniem moich marzeń. Dzięki niej stałem się tym, kim jestem, a trzymanie jej w ramionach wydawało się bardziej naturalne niż bicie serca.***
            Zbyszek był wściekły. Ponownie los spłatał mu fila w momencie Dy on zaczął w swoim życiu wychodzić na prostą. Została zabrana mu osoba, którą kochał. Nawet czas i odległość nie zmieniły jego uczuć pod względem siatkarki. Była ucieleśnieniem jego marzeń o ideale kobiety. Jej delikatność orz nieśmiałość, która ukazywała się w stosunkach z innymi ludźmi, a zarazem stanowczość, którą miała na parkiecie podczas gry. Dalej nie wierzył w to, że jej z nimi nie ma, że odeszła. Ich ostatnie spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych. Z perspektywy czasu wyglądało jakby wiedzieli, że się już nigdy nie spotkają. Zbyszek prychnął z ironią na tą myśl.
Każdej nocy w moich snach
Widzę, czuję cię,
Dzięki temu wiem, że istniejesz
Daleko, przez odległość
I przestrzenie między nami
Musisz przyjść, pokazać, że istniejesz...*
            Po obrzędzie w kaplicy ludzie szli w stronę grobu Anastazji. Brunet szedł w tym tłumie. W rękach trzymał wielki wieniec z białych i czerwonych róż. Czuł słone łzy. Ostatkiem sił powstrzymywał się, żeby nie spłynęły po jego policzkach. W końcu pozwolił im płynąć. Nie wstydził się ich. Po prostu czuł się słaby. Czuł, że wszystko wymknęło się spod kontroli. Skręcili w jakąś alejkę. Zbyszek odwrócił się za siebie. To, co ujrzał przerosło jego oczekiwania. Kapliczka była już dawno za nimi, a w zasadzie nie było jej widać, a ludzie dalej wyłaniali się zza niewielkiego zakrętu. Wyłaniali się i wyłaniali, a końca nie było widać. Dopiero teraz zrozumiał, że to nie był pogrzeb zwykłej Anastazji Zuzanny Mazur. To było ostatnie pożegnanie jednej z najlepszych siatkarek, które miały szansę na wspaniałą i widowiskową karierę. Media rozpisywały się, że Wagner w niebie układa swoją drużynę. Niespodziewanie odszedł Arek Gołaś, a tak nie dawno ziemię zostawiła na zawsze Agata Mróz. Teraz przyszła kolej i na Nastię. To chyba bolało wszystkich, że odeszła mając tak niewiele lat.
            W końcu dotarli do miejsca pochówku. Bartman przestał widzieć wyraźnie, gdy usłyszał jak pierwsze gródki piasku uderzyły o drewnianą trumnę. Dalej nie wierzył, że jej już nigdy nie zobaczy, że nie usłyszy jej głosu, że czekoladowe tęczówki nie spojrzą z miłością, że słodki oddech nie popieści więcej jego policzka.
Jeśli ktoś, kogo kochasz, umiera i to niespodziewanie, nie odczuwasz straty natychmiast. Tracisz tego kogoś kawałek po kawałku przez długi czas […].****
            Ludzie składali kwiaty, chwilę stali i modlili się. Potem podchodzili do zrozpaczonej rodziny i wyrażali wyrazy współczucia. Zbyszek stał z boku i czekał, aż wszyscy odejdą. Chciał zostać w tym miejscu sam. Potrzebował tego. Wszystko inne było zbędne. Potrzeby fizjologiczne nie istniały. Chciał tylko z nią zostać. Brzmiało to irracjonalnie, ale potrzebował tego. Tak po prostu.
- Zbyszek, chodź na obiad – obok niego stanęła Julia.
            Była trupio blada jak po kilku chemioterapiach. Oczy miała zapuchnięte, a ciałem wstrząsały krótkie szlochy. Ona też to przeżywała. Czarne ubranie dodawało jej tylko dramatyczności. Ostatnie dni nie były najlepsze dla nikogo. Wszystkich kosztowało to wiele nerwów i samoopanowania.
- Nie jestem z rodziny – odpowiedział.
- Dla niej byłeś. Uwierz mi, że dla niej byłeś najważniejszą osobą na świecie – rzekła Julia.
- Jednak mimo wszystko nie. Chcę pobyć sam.
- Trzymaj się Zbyszku – powiedziała i odeszła.
Miejsce powoli pustoszało. Zielone tęczówki mężczyzny uparcie wpatrywały się w grób, który tonął w morzu kwiatów. To wszystko miało być inaczej. Mieli się spotkać i porozmawiać. Miał jej to wszystko wyjaśnić i prosić o to żeby dali sobie drugą szansę. Wszystko chciał jej wytłumaczyć, gdy tylko uzyska rozwód, a do tego brakowało kilku lub kilkunastu dni. Od kiedy dowiedział się o jej śmierci płakał już kilka razy. To nie był łatwy czas w jego życiu. Stracił kogoś, kogo kochał nad życie. Z kim rozumiał się jak z nikim innym. To było bardzo trudne przeżycie. Bolało go wszędzie. Nie mógł sprecyzować gdzie dokładnie się on umiejscowił. Nocami nie sypiał, a w ciągu dnia nie mógł się na niczym skupić.
- Dlaczego odeszłaś? Czemu zostawiłaś mnie samego? – spytał szeptem. – Miałaś być ze mną. Żyć, stworzyć rodzinę. Przecież układałem swoje życie tak jak powinienem. Chciałem stworzyć Krzysiowi dom. Los pokarał mnie za to zabierając ciebie. Powiedz czemu?! Wszystko miałem ci wyjaśnić – przemawiała przez niego bezsilność i złość. – Kocham Cię. Zawsze będę Cię kochał. Jesteś największą miłością mojego życia. Do końca będziesz w moim sercu i pamięci.
Miłość może dotknąć nas jeden raz
I trwać całe życie
I nigdy nie przeminie, dopóki nie odejdziemy...
To była miłość, gdy cię kochałam,
Jedyny prawdziwy czas, który chciałam zatrzymać,
W moim życiu będziemy zawsze trwać...*
*Celine Dion – „My Heart Will Go On”
**Halina Poświatowska
***Nicholas Sparks
****John Irving
Ilość rozdziałów: 15
Ilość stron: 85
Ilość słów: 28 295
***
I mamy koniec tego opowiadania. Zwlekałam z dodaniem rozdziału mimo, że był on napisany. Chyba podświadomie nie chciałam się z nim żegnać. Jednak musiałam. Nic nie trwa wiecznie. To opowiadanie jak każde było dla mnie bardzo ważne. Nie zauważyłam kiedy ta historia z świata mojej wyobraźni przeniosła się na życie realne - z tym, że w realnym życiu miała inne zakończenie. Troszkę mnie to wystraszyło i dlatego podjęłam decyzję o nie dopisywaniu kilku rozdziałów, które miałam w planach. 
Nie wiem czy ktokolwiek spodziewał się takiego zakończenia. Ja sama osobiście na nie wpadłam na niego kilka miesięcy temu. Początkowo miał tu być happy end, ale wyszło jak wyszło. 
Dziękuję wszystkim którzy byli ze mną przez te piętnaście rozdziałów. Jesteście najlepsi. Nie wiem co mogę napisać na koniec, ale jedno jest pewne, że wracam do regularnego pisania. W końcu ogarnęłam ten cały huragan wokół mnie i mogę spokojnie poświęcać się pisaniu. Pozdrawiam i zapraszam na moje pozostałe blogi. 
Zawsze Wasza Lady Spark.